wtorek, 31 grudnia 2013

życzenia na nowy rok


wszystkiego co najlepsze w nowym roku dla Was (i również dla mnie), wielu marzeń, celów, uśmiechów i szczęścia. 
mam nadzieję, że za rok z radością wspominać będę całe dopiero co minione 12 miesięcy. pragnę wielu zmian i jestem ciekawa gdzie poprowadzi mnie (nas) nowy rok. poprawka - gdzie ja sama zaprowadzę siebie w nowym roku. 

tymczasem kończę uzupełniać pudełko marzeń na 2014 rok. od jutro zaczynam uzupełniać pudełko wspomnień z 2014 roku. pięknie będzie móc się wzruszyć, ale i cieszyć z tego co tam napiszę, a także z tego, gdy spenetruję pudełko marzeń i celów i okaże się, że wiele osiągnęłam. nie mów hop za nim nie przeskoczysz? to wcale nie prawda. lepiej jest mówić (z przekonaniem), że coś się wydarzy po naszej myśli i wierzyć w to niż obawiać się, że się nie uda. najlepiej jest kierować się tym - co byś zrobił gdybyś się nie bał? życzę Wam i sobie czynów odważnych, przenoszenia gór nawet jeśli ze strachem to z determinacją, jak gdyby bez strachu. 

poniedziałek, 30 grudnia 2013

poświąteczne i przednoworoczne refleksje oraz pojemnik marzeń na 2014 rok

cieszycie się, że już jest po świętach? ja bardzo. od kilku lat nie lubię świąt, wszystko się popsuło i nabrało innego wymiaru. wymiaru obowiązku, nie chęci. prawie wszystko w święta jest na mnie wymuszane i choć staram się skupić tylko na tych nielicznych miłych rzeczach to zawsze coś powoduje zły nastrój.
nie mam też choinki, bombek, nie robię łańcucha z papieru, a w tym roku niestety przegapiłam również kultowy film "Kevin sam w domu". pakuję tylko prezenty w ładny papier i podpisuję, ale nawet to nie jest już taką frajdą jak za dawnych lat. piekę ciasta, pomagam w robieniu sałatek, biegnę do pobliskiego sklepu z nadzieją, że jest jeszcze otwarty, bo zabrakło mi jakiegoś składnika, ale w sklepie świecą pustki, wracam do domu z pustymi rękoma, sprzątam, choć bardzo nie lubię i nie ogarniam ani trochę tej tak mocno skomplikowanej czynności zabierającej mi czas, a na koniec i tak nie przynoszącej dobrego efektu, bo ten lubi się zacierać po kilku godzinach, albo kilku dniach. a potem nikt mi nie wierzy, że sprzątałam i wynikają z tego małe awantury nieporozumienia. może kiedyś zrobię zdjęcie, jak posprzątam i będę miała dowód!
w wigilię jestem zawsze u babci. nie lubię życzeń jakie dostaję, są wymuszone, byle jakie i na niczym z tego prawie mi nie zależy, ja sama nie wiem czego mam życzyć niektórym osobom, więc życzę zdrowia dziadkom, bo dziadkowie to zawsze chcą zdrowia, ale z wujkiem czy kuzynką jest większy problem. jedyne prawdziwe życzenia i tak dostaję codziennie nawet bez słów i gestów. bardzo nie lubię przesadnego świątecznego jedzenia, w wigilię jem pierogi obowiązkowo z kapustą i grzybami (kiedyś jadłam tylko ruskie i zaklinałam, że nigdy w życiu nie tknę innych), a w inne dni świąt najwięcej jakiejś sałatki, albo jakąś rybę, czy kawałek sernika.
czasem popatrzę w niebo, czy pierwsza gwiazdka już tuż tuż, potem roznoszę prezenty, jako najmłodsza z obecnych, pieska też obdarowuję czymś dobrym i on już szczęśliwy rozpakowuję swoje, patrzę na twarz Mamy, czy aby na pewno podoba Jej się prezent i jak widzę, że tak to nabieram ulgi i trochę (nie)świątecznej radości. i łapię łezkę płaczu z policzka na widok swojego podarunku.



gdzieś pomiędzy wyganiam mojego kochanego psa, który kręci się jak szalony pod stołem raz przy mojej nodze, raz Mamy, raz wujka i merda ogonem, jakby wyganianie było zabawą i czasem szczeknie kiedy słyszy z dworu inne psy, i czasem skoczy przednimi łapkami komuś na nogi i wyginając się, jak tylko może, próbuje dosięgnąć czegoś na stole głośno wąchając zapachy jedzenia. niestety jest za mały. ale najukochańszy na świecie.


byłam też w parku na długim spacerze, a piesek mój hasał sam bez smyczy wśród gąszczy traw.
a gdzieś pomiędzy są rzeczy niespokojne, niemiłe, niefajne, frustrujące. ale to już inna bajka. 

można już swobodniej oddychać. wracam do zdrowych porannych owsianek, nigdzie się nie spieszę, w miarę korzystam z dalszych dni wolnego i marzę by trwały już w nieskończoność. (chyba nie wytrzymam powrotu do szkoły)


kto wie? może to już niedługo. 
mam takie marzenie, by kiedyś na święta jeździć w piękne miejsca. w góry lub nad morze (wolę to drugie), robić dużo zdjęć i tak bardzo nieświątecznie spędzać święta, najlepiej z kimś bliskim u boku. to starczy. może za rok? może za rok będę nawet dalej niż te piękne miejsca, o których myślę teraz. daleko stąd, w miejscu moich marzeń. uśmiecham się i wierzę w pomyślność tych słów. za rok chcę napisać Wam coś nowego, nie powtarzać historii ciągnącej się od kilku lat. za rok i nawet wcześniej. trzymajcie mnie za słowo.

tymczasem ściągam dużo filmów na jutrzejszy (tak mocno niesylwestrowy) dzień (jutro będzie strasznie, nienawidzę fajerwerków i hałasu, który temu towarzyszy), myślę o stworzeniu pysznej sałatki, zastanawiam się nad ścięciem włosów (pragnę zmiany) i tworzę pojemniki na marzenia i cele na 2014 rok, a także na dobre wspomnienia z całego roku. by pod koniec kolejnego grudnia wysypać wszystkie karteczki, zobaczyć ile udało mi się osiągnąć, ile wspomnień zapisałam przez 365 dni i z uśmiechem wspominać to co przeczytam. jestem ogromnie ciekawa, jak to wyjdzie. za rok dam Wam znać o tym. a Wy? robicie postanowienia noworoczne, albo jakieś pudełka z marzeniami, albo realizujecie inne fajne akcje? podzielcie się!



czwartek, 26 grudnia 2013

murzynek klasyczny

po murzynku wegańsko-dietetycznym (<-- klik klik) przyszedł czas na murzynek klasyczny. pieczony przeze mnie i przez Mamę od wielu lat. do każdego okruszka zawsze zjedzony i chętnie wybierany spośród kilku rodzai ciast. ważne, żeby składniki podczas gotowania dodawać po kolei, tak jak napisałam, by zapobiec walce z rozmieszaniem grudek.
ciasto to nie jest dietetyczne, ani super zdrowe, ale jeśli nie przejmujesz się kaloriami, dietami i innego tego typu rzeczy, albo może chociaż raz na jakiś czas lubisz zrobić sobie ucztę, to polecam. osobiście tęsknię do wszystkich dzieci na świecie, które ukradkiem wkradają się do kuchni i zlizują palcem polewę, albo odrywają kawałek ciasta, a przy świątecznym stole bez skrupułów zajadają. czasem dobrze jest nie poznać świata do końca. po co ludziom jest wiedza o kaloriach i zawartości tłuszczu? czasem myślę, że gdyby rynek nas tym nie karmił to może wcale nie byłoby w świecie wielkich problemów związanych z odżywianiem. bo nikt by nie wiedział, że to jedna kaloria więcej lub większa zawartość tłuszczu niby może szkodzić, nikt by nie dręczył swoich myśli tym. wierzę, że nastawienie potrafi wiele zdziałać, a rynek konsumpcyjny zna się na tym najbardziej i zrobi wszystko, by nasze nastawienie było jak najlepsze dla nich, nie dla nas samych.
przy okazji poprosiłabym o mniej konserwantów, a więcej naturalności i życie byłoby normalniejsze, czyż nie?
tęsknię i chętnie cofnęłabym się do dawnych czasów. gdybym mogła cofnęłabym się nawet dalej niż moje czasy dzieciństwa. daleko dalej.


murzynek klasyczny
(przepis Mamy)
(1 mała keksówka)

- 200g margaryny lub masła
- 1/2 szklanki mleka
- 3 czubate łyżki prawdziwego kakao
- 1 i 1/2 szklanki cukru
- 1 i 1/2 szklanki mąki
- 3 jajka
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia









margarynę lub masło rozpuszczamy w dużym garnku. do rozpuszczonego dodajemy mleko, następnie cukier i na końcu kakao. zagotowujemy cały czas mieszając, by kakao nie zamieniało się w grudki. gotujemy około 5 minut. odlewamy 1/2 szklanki, a resztę masy studzimy.
do ostudzonej masy dodajemy resztą składników (mąka, jajka, proszek do pieczenia), wszystko razem dokładnie miksujemy (masa będzie bardziej rzadka niż gęsta). piekarnik nagrzewamy do 180*C i pieczemy przez 40 minut.

akcja:
Wigilia 2013




wtorek, 24 grudnia 2013

murzynki dwa: klasyczny i wegański-dietetyczny

to już dziś wigilia, dwa dni świąt, kilka dni wolnego i nowy rok. ani trochę się nie cieszę.
chociaż udane wypieki umieją poprawiać humor. murzynek jest u mnie tradycją na święta, piekłam go zawsze z Mamą od najmłodszych lat, kiedy jeszcze rękami ledwo dosięgałam do garnka stojącego na gazie, w którym trzeba było początkowe składniki mieszać, by nie robiły się grudki. wspomagałam się krzesłem, potem miksowała resztą składników, a Mama odpowiedzialna była za ich proporcje. potem tylko co kilka minut bieganie do piekarnika i patrzenie jak ciasto rośnie i rośnie. "ja też chciałabym tak rosnąć", myślałam. w tym roku mam dla Was dwa murzynki, ten klasyczny pochodzący z dawnych lat i wegański, a zarazem dietetyczny, równie pyszny i obłędnie czekoladowy. jest trochę bardziej wilgotny oraz mocniej kakaowo-gorzki niż kakaowo-słodki, co dla mnie idzie na ogromny plus tego ciasta, ale jeśli nie przepadacie za mocno gorzką czekoladą dodajcie trochę więcej cukru.



wegański-dietetyczny MURZYNEK
(inspiracja: jadłonomia.com)
(1 mała keksówka)

- 2 dojrzałe banany
- 1 i 1/3 szklanki mąki (dałam 1 szklankę pszennej i 1/3 szklanki pszennej razowej)
- 1/3 szklanki prawdziwego kakao
- 1/3 szklanki oleju rzepakowego
- 1/3 szklanki cukru trzcinowego
- 1/3 szklanki mleka sojowego
- pół tabliczki dobrej gorzkiej czekolady (50g)

+ polewa: pół tabliczki gorzkiej czekolady (użyłam takiej z orzechami) (50g), łyżka mleka sojowego

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. 
Czekoladę łamiemy na kawałki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej lub w mikrofali. Do rozpuszczonej czekolady dodajemy olej, cukier i dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy mleko oraz bananowe puree i wszystko mieszamy na gładką masę. 
W mniejszej misce łączymy mąkę, kakao, proszek do pieczenia i sól. Dodajemy suche składniki do mokrych i mieszamy aż do uzyskania gładkiej masy (będzie ona dosyć gęsta), którą przekładamy do małej keksówki wyłożonej papierem do pieczenia.
Ciasto wsuwamy do piekarnika i pieczemy przez 35-40 minut. Na końcu pieczenia sprawdzamy wykałaczką czy ciasto nie jest mokre w środku, jeśli jest możemy zostawić je na 3-5 minut dłużej. Po upieczeniu studzimy na kratce, a w międzyczasie przygotowujemy polewę. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej lub w mikrofali, następnie łączymy z mlekiem. Polewę rozsmarowujemy na ostudzonym murzynku, a kiedy zastygnie delikatnie kroimy i zajadamy (najlepiej przy kubku gorącego mleka lub ulubionej kawy).

akcje:

 ***
właśnie się zorientowałam, że murzynek powędrował na konkurs jako mazurek. kill me, please. w razie czego murzynek przecież może też udawać mazurka, prawda? 

***
przepis na klasyczny murzynek TUTAJ

***
życzę Wam dużo radości, rodzinnej atmosfery i pyszności na stole. i niech pod choinką czekają na Was wymarzone prezenty.

piątek, 20 grudnia 2013

pierniczkowe ciastka

nie będę Was oszukiwać, że ciasteczka te świetnie zastąpią prawdziwe pierniki. pierniczki są i będą najlepszą wersją korzennych ciasteczek (zwłaszcza te, które przygotowuje się znacznie wcześniej od terminu ich pieczenia i konsumowania). ogromnie żałuję, że się za takowe nie zabrałam, ale obiecuję poprawę za rok. nawiasem mówiąc, (możecie mnie wyśmiać) ale jeszcze bardziej żałuję, że nie pamiętam bym kiedykolwiek jadła prawdziwego domowego piernika czy pierniczki. chyba nie zapisał się on u mnie w świąteczną tradycję. zawsze jest murzynek, sernik i coś z makiem, czasem też szarlotka. a o piernikach słuch zaginął. to trochę tak jak z zupami wigilijnymi. jedni jedzą barszcz czerwony, inni biały, a jeszcze inni słodką zupę migdałową. co rodzina, to kolejne i nowe tradycje. intrygujące w tradycji świąt jest to, że niby wszystko jest takie samo, a jednak inne.
wracając na ziemię i do tematu ciastek - jeśli Wy również nie zdążyliście z prawdziwymi piernikami to takie ciasteczka przydadzą się na pewno i każdym smakoszom słodyczy posmakują.


pierniczkowe ciasteczka
(przepis własny)
(około 13-15 sztuk)

- 150g mąki
- 40g cukru trzcinowego
- 2 łyżki miodu
- 1 łyżeczka przyprawy do piernika
- 1 łyżeczka cynamonu
- 2 łyżki kakao
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 50g masła śmietankowego
- 1 jajko


mąkę mieszamy z przyprawą do piernika, cynamonem, kakao oraz proszkiem do pieczenia. masło roztapiamy z cukrem trzcinowym i miodem. trochę przestygnięte dodajemy do wcześniej wymieszanych składników razem z jajkiem i miksujemy przez około 3 minuty. z ciasta formujemy w rękach kulki splaszczając je potem w okrągłe placki. pieczemy w 180*C przez 15 minut.



Akcje:
Ciastka i ciasteczka Sylwester 2013 
Z cynamonem 2013


A NA KONIEC.
BARDZO PROSZĘ WAS O GŁOSY W FORMIE KLIKNIĘĆ "LUBIĘ TO" TUTAJ <- klik klik

środa, 18 grudnia 2013

orkiszowe, maślane ciasteczka z rodzynkami

pyszne
chrupiące
kruche
słodkie
zdrowe
maślane przyjemności
znikające w oka mgnieniu. nie zdążyłam nawet zrobić wielu zdjęć, bo okazało się, że nie ma już co fotografować.

dobre na przekąskę do szkoły, pracy, na film, na prezent (pomysł by do prezentu dołączać jakąś słodycz z domowego wyrobu sprawdza się idealnie i cieszy bardziej niż kupna czekolada, sprawdzone na wielu osobach!), na imprezę, na świąteczny stół by móc nie tylko objadać się ciężkimi ciastami, ale podgryźć też coś lżejszego i zdrowszego, a równie słodziutkiego.
mi osobiście na święta zawsze brak lżejszej alternatywy, dlatego postanowiłam być za nią odpowiedzialna i z chęcią podzielę się z Wami tyloma przepisami z iloma zdążę do świąt.



orkiszowe, maślane ciasteczka
z rodzynkami

(przepis własny)
(około 25 dużych sztuk)

- 450g mąki orkiszowej
- 200g prawdziwego masła
- 200g cukru (najlepiej trzcinowego)
- 1 malutkie jajko
- 80g rodzynek
- łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli

mąkę, cukier, jajko, proszek do pieczenia i szczyptę soli miksujemy. masło całkowicie roztapiamy i dodajemy do ciasta. ponownie miksujemy, robimy to tylko chwilę tak aby masło dokładnie połączyłą się z ciastem. na koniec łyżką mieszamy z rodzynkami.
piekarnik nastawiamy na 180*C. na papier do pieczenia lub dużą blachę wykładamy ciasteczka formując z nich okrągłe, niecienkie placki. pieczemy przez 15 minut.



akcje:
Ciastka i ciasteczka Świąteczne prezenty Sylwester 2013

niedziela, 15 grudnia 2013

pierniczkowa owsianka


wszyscy pieką pierniki. u mnie przygotowania do świąt robi się u mnie kilka dni wcześniej, to starczy. zwłaszcza teraz, gdy świąt już nie lubię. (żałuję)
ale grudniowe (świąteczne) smaki przecież są wspaniałe. śniadanie to najlepszy posiłek w ciągu dnia. i pomyślałam, że jak każdy z tym piernikiem to ja zrobię swoją wersję tego ciasta. z początku miała to być pieczona piernikowa owsianka, jednak moje smakowe preferencje bardziej skłaniają się do owsianek gotowanych. więc dziś w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. będzie piernik. owsiany. i gotowany, nie pieczony. 

pierniczkowa owsianka
(przepis własny)
(1 porcja)

- 5 łyżek płatków owsianych
- 1 czubata łyżeczka dobrej przyprawy do piernika
- 1 płaska łyżeczka prawdziwego kakao
- 1 łyżeczka miodu
- 1 łyżeczka masła orzechowego
- miąższ z połowy laski wanilii 
- garść suszonych śliwek
- łyżeczka powideł śliwkowych
- 1 szklanka mleka
wszystkie przyprawy dodajemy do mleka i gotujemy aż mleko będzie gorące. następnie dodajemy płatki owsiane (mogą być wcześniej namoczone w mleku/wodzie) i gotujemy do mocnego zgęstnienia płatków.
w tym czasie kroimy kilka śliwek na mniejsze części.
kiedy płatki są już gotowe nakładamy połowę z nich do miseczki, następnie układamy i lekko wgniatamy w nie pokrojone śliwki i powidła. przykrywamy pozostałą częścią owsianki.


p.s laska wanilii to cudowna przyprawa. chyba żadna inna nie nadaje tak sporo aromatu do potraw. cudownie pachnie, cudownie smakuje i cudownie wygląda. pasuje zwłaszcza do dań na słodko, ale podobno zastosowanie swe znajduje także na wytrawnie (czego jestem bardzo ciekawa). polecam każdemu wypróbować chociaż raz. żaden aromat nie zastąpi prawdziwej laski wanilii.
tutaj możecie kupić, ceny są mocno przystępne (w odróżnieniu od cen w marketach)

p.s 2 - zapraszam do polubienia Jagodownika na facebooku! :)

wtorek, 10 grudnia 2013

włoska zupa pomidorowa

zupa pomidorowa we włoskiej wersji. polska wersja nie dorównuje jej do pięt (nie ujmując nic pysznej polskiej pomidorówce!). ogólnie to ja jestem ogromną miłośniczką zup. w okresie jesienno-zimowym to moje ulubione danie obiadowe. a uwielbienie to czasem wcale nie wyklucza też zjedzenia zupy na kolację. gdy wieczorem (i nie tylko) siedzę zmarznięta pod kocem i nic nie jest w stanie mnie ogrzać, dobra zupa robi to idealnie.
tym razem to Mama gotowała, mieszała, wprowadzała w dom pełnię aromatycznych zapachów. ja tylko zrobiłam zdjęcia i zjadłam. i, żeby wtrącić swoje kucharskie trzy grosze, dodałam suszone pomidory, które wypróbowuję dzięki współpracy ze Skworcu i powiem szczerze, że uwielbiam ich dodatek. zwłaszcza tam gdzie dużą rolę odgrywa smak pomidorów. czyli to właśnie idealny dodatek do tej zupy.


włoska zupa pomidorowa
(przepis od Mamy)
(3 porcje)
- 2 puszki pomidorów krojonych
- 2 średnie marchewki
- duża cebula
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki suszonych pomidorów
- 3 listki poszatkowanej świeżo bazylii lub pół łyżeczki suszonej
- 3 łyżki oliwy z oliwek
- oregano, sól i pieprz
- ryż wg własnych upodobań 


Cebulę kroimy w kostkę. W garnku rozgrzewamy oliwę z oliwek i wrzucamy na nią cebulę. Dusimy kilka minut aż zmięknie i nabierze złotawego koloru. W tym czasie kroimy marchewkę i dodajemy ją do szklistej cebuli. Następnie dodajemy rozgniecione czosnki i suszone pomidory, a to wszystko zalewamy pomidorami z puszki. Dodajemy szklankę przegotowanej wody i wszystkie przyprawy. Mieszamy, gotujemy jeszcze 7-10 minut, w razie potrzeby mocniej doprawiamy.

W między czasie gotujemy ryż lub makaron, z którym podajemy zupę. 



Akcja:

Wyjątkowe dania jednogarnkowe!

                                           

niedziela, 1 grudnia 2013

owsianka i ostropest

Ostropest (a właściwie ostropest plamisty co niezmiernie kojarzy mi się, uwaga, z salamandrą plamistą, ha!) tak naprawdę odnalazła kiedyś moja Mama, wtedy jednak nie byłam skłonna do próbowania takich dziwnych rzeczy. W ramach współpracy ze Skworcu i wertowania strony tej firmy w poszukiwaniu najlepszych rzeczy jakie chciałabym dla siebie zamówić, odnalazłam ten oto produkt. Jako, że teraz próbowanie dziwnych rzeczy to jedno z moich małych hobby - zamówiłam. Ostropest to ziarna rośliny o działaniu mocno zdrowotnym, ich główną zaletą jest odtruwanie organizmu. Ostropest pomoże w odciążeniu organizmu po jego przeciążeniu (np. po imprezie, świętach czy jakimś zatruciu). Ich smak jest gorzkawy, dlatego sama lubię dodać je do jogurtu z owocami, a najbardziej do owsianki bananowej, w której ta gorzkość perfekcyjnie komponuje się ze słodyczą owocu (przepis poniżej) i, która zyskała miano ulubionej. (Chociaż chyba nie powinnam owsianek nazywać ulubionymi, bo która nie jest ulubiona?). Więcej o ostropeście możecie poczytać tutaj.











Czytanie wspaniałych książek. Rano, przy leniwym weekendowym śniadaniu, w autobusie, w pociągu, na wfie w szkole, w łóżku przed snem. Wszędzie.


owsianka z bananem i ostropestem
(przepis własny)
(1 porcja)

- 5 łyżek płatków owsianych
- 1 szklanka mleka (krowie lub roślinne)
- 1 czubata łyżeczka zmielonego ostropestu
- 1 banan



Płatki mieszamy z ostropestem i zalewamy na noc mlekiem (można pominąć). Rano mocno rozgniatamy banana, łączymy z płatkami i stawiamy owsiankę na gaz. Gotujemy aż będzie gorąca, lepka, kleista i gęsta.
W razie potrzeby dosładzamy, najlepiej miodem, chociaż moim zdaniem jest to całkowicie zbędne.

środa, 27 listopada 2013

podwójnie pomarańczowa owsianka






moi mili, owsianka.
po kryzysie owsiankowym, w końcu się udała! wierzcie mi lub nie, ale to naprawdę pierwsza udana owsianka w ostatnich kryzysowych czasach. dlatego na pewno warto się nią pochwalić i powtórzę ją sobie jeszcze z kilka razy pod rząd, tak mi smakuje i tak się cieszę z powrotu dobrego smaku owsianki! bo to ulubione śniadanie - ciepłe, kleiste, słodkie i zdrowe, i mogące być o nieskończonej liczbie smaków. więc o 7 rano naprawdę można być sfrustrowanym i przygnębionym z powodu braku wyczekiwanego rozgrzewającego i dodającego energii oraz uśmiechu śniadania.
dziś się rozgrzałam.
dziś się uśmiechnęłam. i zaczerpnęłam troszkę energii. troszkę. bo kto pałałby energią idąc na maturę z matematyki?


owsianka na soku 100% pomarańczowym
z rodzynkami i pomarańczą
(przepis własny)
(1 porcja)

- 5 łyżek płatków owsianych
- 1 szklanka soku 100% pomarańcza (Tymbark)
- pół małej pomarańczy
- garść rodzynek

płatki owsiane zalewamy na noc sokiem (można pominąć). jeśli wybraliśmy tą opcję to rano możemy dolać jeszcze trochę soku jeżeli płatki mocno zgęstniały przez noc. 
stawiamy na gaz i gotujemy na małym ogniu do uzyskania gęstej konsystencji. w między czasie kroimy pomarańczę na mniejsze części i przygotowujemy rodzynki. dodajemy je, gdy gotowane płatki są już gotowe, po czym mieszamy kilka razy i od razu ściągamy z gazu.
+ opcjonalnie można dosłodzić. :)


akcja:
Szklanka soku do śniadania

***
a tu zapraszam też na owsiankę podwójnie jabłkową. klik.
której zdjęcia muszę zaktualizować na o wiele lepsze, tylko jakoś brak mi czasu.

niedziela, 24 listopada 2013

brokułowe curry i pierwsza współpraca ze Skworcu

jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ podjęłam ostatnio współpracę z firmą Skworcu. po ustaleniu produktów, które dostanę w ramach tej współpracy paczka przyszła już na drugi dzień! a same produkty są bezpiecznie, podwójnie zapakowane. ponadto sam kontakt z firmą jest niezaprzeczalnie dobry. zdecydowanie polecam sklep, z tak bogatym asortymentem, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie i wcale nie porazi się cenami ;)
w mojej paczce znalazły się:
laski wanilii,
mąka z ciecierzycy,
kwiaty jaśminu,
suszone pomidory,
ostropest.
z dwoma ostatnimi najszybciej Was zapoznam, a z suszonymi pomidorami przepis już w dalszej części postu.




***




brokułowe curry
ze świeżymi i suszonymi pomidorami
(inspiracja: jadłonomia)
(2 porcje)

- 1 brokuł
- 1 puszka krojonych pomidorów
- 2 łyżki suszonych pomidorów
- 2 cebule
- ząbek czosnku
- kilka łyżek oliwy z oliwek
- 100g ryżu + 1/4 łyżeczki curry lub kurkumy
- łyżeczka tartego imbiru, 2 łyżeczki oregano oraz curry w proszku, pół łyżeczki kolendry, sól i pieprz do smaku

cebulę kroimy w kostkę i powoli dusimy na oliwie z oliwek na złoto. następnie dodajemy wszystkie przyprawy, suszone pomidory i wyciśnięty przez praskę czosnek, mieszamy chwilę. dodajemy wodę, pomidory z puszki z całą zalewą, a na koniec różyczki brokuła. wszystko razem dusimy pod przykryciem przez oko 20-30 minut. 
w między czasie gotujemy ryż z przyprawą curry lub kurkumą dla nadania żółtawego koloru.
ostatecznie doprawiamy do smaku jeśli potrzeba i podajemy gorące.


akcja:
Wegetariański obiad edycja II

niedziela, 17 listopada 2013

migdałowy mini serniczek


nie lubię cieni na zdjęciach, ale one są, aparat niechętnie przymruża na nie oko choćbym nie wiem co robiła i jak bardzo go błagała. a błagam mocno (i ładnie), uwierzcie. do przerabiania zdjęć się nie nadaję więc rzadko robię coś spektakularnego w tej dziedzinie. a może powinnam poczytać coś o kursie przerabiania? usuwania cieni? da się?

a więc serniczek na śniadanie. jednoporcjowo idealny. nie chce Ci się albo nie masz czasu piec całej blachy ciasta? wiesz, że całej blachy i tak nie zjesz i jedzenie się zmarnuje? nie masz ochoty, żeby ciasto przechowywane później w lodówce ciągle Cię kusiło? zrób jednoporcjowy serniczek z mojego przepisu :) żaden grzech, żadne marnowanie, a za to 100% satysfakcji smaku.naturalnie migdałowy aromat to strzał w dziesiątkę!


migdałowy mini serniczek
(przepis własny)
(1 porcja)

- 200g twarogu zmielonego*
- 5 łyżek mielonych migdałów
- 1 białko jajka
- torebka cukru waniliowego

piekarnik nastawiamy na 180*C. mieszamy ze sobą wszystkie składniki, przekładamy do kokilki lub innego naczynia żaroodpornego i wkładamy do nagrzanego piekarnika zmniejszając temperaturą na 150*C. pieczemy 25-20 minut.
* uwielbiam serniki z prawdziwego twarogu, dlatego używałam prawdziwego twarogu, który rozdrabniałam widelcem na gładszą masę, potem mieszając z innymi składnikami twaróg jeszcze bardziej przybiera gładszą konsystencję chociaż wiadomo nie jest on wtedy tak gładki, jak taki prawdziwie mielony. nie umniejsza to smaku, a wręcz moim zdaniem taki jest lepszy. można jednak twaróg po prostu samemu zmielić, można też użyć twarogu na serniki z wiaderka.



Akcje:

W orzechowym raju 2 Twarogowe słodkości  Mąka migdałowa