wtorek, 25 lutego 2014

owsianka daktylowo-jabłkowa (bez dodatku cukru)


mam problem z weną piśmienniczą. nie wiem co napisać, jakich użyć słów, kiedy postawić przecinek, a kiedy kropkę. po prostu nie wiem i mi się nie chcę. a to źle, bo mam kilka ważnych rzeczy do napisania, ponadto utrudnia mi to prowadzenie bloga. mimo to mam ochotę od wielu dni na nowego posta i, wierzcie mi, pisałam go już kilka razy, ale żaden nie przeszedł mojej akceptacji. ba, żaden nawet nie został skończony. więc pisząc teraz dużo, napiszę tylko, że jest coś miłego w zrobieniu sobie przerwy od ulubionych smaków, by po tym czasie stworzyć coś nowego ulubionego, niezaprzeczalnie smacznego! bo o zaletach owsianki już było. już wiecie wszyscy, że dodaje energii i ciepła itp itd. tutaj mogę dodać tylko, że owsianka ta jest bez dodatku jakichkolwiek produktów słodzących, więc tym bardziej polecam :)



owsianka daktylowo-jabłkowa
z siemieniem lnianym
(przepis własny)
(2 porcje)

- 8 łyżek płatków owsianych
- 1 jabłko
- spora garść daktyli (około 50g)
- 2 łyżki siemienia lnianego
- 1,5-2 szklanki mleka


koniecznie przygotować płatki owsiane noc wcześniej - zmieszać je siemieniem lnianym, pokrojonym w kostkę jabłkiem oraz pokrojonymi na mniejsze części daktylami. zalać narazie tylko szklanką mleka (płatki powinny być całkowicie zakryte) i odstawić do rana.
rano dolać jeszcze pół szklanki mleka i zacząć owsiankę gotować. co jakiś czas pomieszać. gotować do gorąca, a jeśli owsianka za szybko będzie gęstnieć - dolać mleko.

poniedziałek, 17 lutego 2014

luty o smaku truskawek i borówek


napawam się widokiem słońca opanowywującego drogi i wpadającego przez okna do domu. jest coraz jaśniej i cieplej, a dzień coraz dłuższy. idealnie na dwa tygodnie wolnych dni. nawiasem mówiąc przyszedł czas, w którym już nie brak światła przeszkadza w robieniu zdjęć, a jego nadmiar! miałam dzisiaj na sesji walkę z wielkimi cienie robiące się od wszystkiego, również ode mnie, co stało w zasięgu słońca. 

definitywnie więc przyszedł czas, w którym nie wystarczają mi już mrożonki owocowe i domowe konfitury w smakach lata.  i kiedy widzę truskawki czy borówki w sklepach to nie mogę się oprzeć sięgnięciu po nie i wpakowaniu do koszyka. nawet, gdy Mama próbuje "zepsuć" mi tą frajdę wmawianiem, że to nie to co polskie, świeże itp, nie poddaję się - tęsknota do lata wygrywa. potem wygrana ta daje ogromną smakową satysfakcję. choć faktycznie, często te importowane owoce to sama woda, bez zapachu, smaku i wartości. nie mniej jednak zdarza się trafić na te, które są soczyste, dobre i pięknie pachnące. co do ich wartości nie mogę się wypowiedzieć, lecz mam nadzieję, że nie jest najgorzej. 

dziś więc truskawki i borówki na śniadanie w dwóch wersjach. obie są proste i pozostawiają owoce bez żadnych obróbek, w naturalnym ich smaku, lecz obok króluje smak miodowego mleka lub waniliowego. którą wersję wybierzecie? :)


miodowa zupka mleczna 
z truskawkami i borówkami
(1 porcja)

- szklanka mleka
- czubata łyżeczka miodu
- kilka truskawek
- garść borówek
- 2 łyżki musli

mleko gotować aż będzie gorące (w lecie używamy zimnego mleka). na koniec dodać miód i mieszać do jego rozpuszczenia. do mieseczki wrzucać borówki, pokrojone na mniejsze części truskawki i musli. zalać gorącym mlekiem z miodem i od razu podawać.



waniliowa zupka mleczna
z truskawkami i borówkami
(1 porcja)

- szklanka mleka
- 1/4 laski wanilii
- 3/4 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
- kilka truskawek
- garść borówek
- 2 łyżki musli

mleka wymieszać z cukrem z prawdziwą wanilią oraz miąższem z 1/4 laski wanilii. laskę również wrzucić do mleka (doda więcej aromatu) i gotować je do gorąca (w lecie używamy zimnego mleka). do mieseczki wrzucać borówki, pokrojone na mniejsze części truskawki i musli. z mleka wyjąc laski i zalać owoce. podawać od razu!


k

czwartek, 13 lutego 2014

polecam Wam owsiankę

trochę blog się zaniedbał (żeby nie zwalać winy tylko na mnie), trochę nie mam czasu, trochę nie mam sił, ani weny, ale powoli wracam. w końcu nadchodzą ferie! więc tym samym kilka kombinacji w kuchni można przypisać na kilka dni. lecz póki jeszcze jeden dzień katorgi i braku sił to owsianka. poważnie nie ma nic lepszego niż ciepła owsianka w mlecznych smakach, obowiązkowo z owocami. dodaje energii, słodyczy na nowy dzień i przyjemnie rozgrzewa od środka. :) dodatkowo jest szybka i nie potrzeba wiele rzeczy by ją ciągle urozmaicać. idealna kiedy spieszysz się do szkoły lub pracy. zwłaszcza, gdy zalejesz ją na noc mlekiem to szybciej się gotuje. ale te fakty większość zna. 
więc czego o owsiance możecie nie wiedzieć?
- mówi się, że owsianka ma zbyt wiele kalorii i dla osób na diecie jest nie wskazana. nic bardziej mylnego. płatki te wspomagają metabolizm, ponieważ zawierają bardzo dużo błonnika (aż 7g na 100g!) ważnego przy odchudzaniu. trzeba tylko pamiętać o racjonalnym dawkowaniu płatków owsianych i po prostu zamiast zabijać głód samymi płatkami, dodajmy też dużo owoców i innych zdrowych, najlepiej białkowych, dodatków (przykładowo: serek wiejski, jogurt naturalny, jogurt grecki, serki homogenizowane, twarożek, wszelkie orzechy). dzięki temu zmniejszymy ilość płatków, a tym samym węglowodanów oraz kalorii jakie posiada. podobno 30g płatków owsianych dla kobiet to całkowicie wystarczająco, można też mieszać płatki z otrębami (20g i 10g)
- pomimo wspomnianej dużej zawartości węglowodanów, płatki owsiane są również bogate w białko
- posiada niski indeks glikemiczny
- stoi na 3 miejscu w rankingu najzdrowszych pokarmów świata
- mikro/makro elementy: witamina B1, B6, kwas pantotenowy, substancje antydepresyjne, magnez, potas żelazo
- surowe nie zawierają ani grama soli i sody
- podsumowując skład owsa - jest on najzdrowszym zbożem
- szybko daje poczucie sytości (następny plus dla odchudzających się!)
- ludzie robią z nich maseczki do ciała, które podobno bardzo nawilżają i detoksykują skórę.
- owsianka, dobrze dobrana w dodatki, jest idealnym śniadaniem dla sportowców
- płatki owsiane są dobrym dodatkiem do wypieku pieczywa, ciastek, ciasteczek, ciast, domowych batonów musli. więc tak naprawdę płatki te to nie tylko owsianka

na zdjęciu: owsianka nazywana "klasykiem". mleczna, ze świeżym bananem i masłem orzechowym.

niedziela, 2 lutego 2014

jak smakuje Francja?

  
Dziś jest dzień zwany przez francuzów Chandeleur. Czyli po polsku - święto naleśników. W ramach tego, że jestem po uszy zakochana we Francji, robię sobie Francję w swoim domu. I przy francuskich rytmach muzyki marzę o zamieszkaniu kiedyś w tym wspaniałym kraju, o mówieniu biegle po francusku, o wpasowaniu się w szyk francuskiego dnia, poznawaniu kultury i sztuki francuskiej, zajadaniu rano świeżego, jeszcze ciepłego i chrupkiego croissanta popijanego gorącym mlekiem i podziwiania wieży Eiffla wiele, wiele razy. Marzę zobaczeniu francuskiego baletu i najwspanialszego na całym świecie Haute Couture (najsławniejsze pokazy mody w Paryżu). Bycie jego częścią to marzenie złote, tak samo jak otwarcie małej, przytulnej, dobrej resturacyjki.

Lecz właśnie, żeby w kulinarnych tematach zostać to marzę również o warsztatach kulinarnych z cenionym francuskim kucharzem. Kiedyś myślałam, że dzięki temu nauczyłabym się w końcu smażyć idealne crepes. A teraz myślę, że może nawet mogłabym zabłysnąć taką umiejętnością. Dzisiejsze naleśnikowanie obfitowało w skakanie z radości i piszczenie z powodzenia w smażeniu, oraz z wyglądu i smaku dania (jeszcze nigdy nie widziałam tak złocistych naleśników!). Choć nie wiem jak smakują i wyglądają prawdziwe francuskie crepes wyjęte spod rąk i patelni najlepszych kucharzy tego kraju, to wyobrażam sobie, że to smak bardzo, bardzo podobny. Wyobrażam sobie, że tak smakuje Francja. Choć byłam dwa razy we Francji to niestety nie miałam przyjemności zapoznać się dobrze z ich kuchnią, teraz jednak mam jakieś wyobrażenie i tym wyobrażeniem chcę podzielić się z Wami.





oryginalne francuskie crepes wg Julii Child
(ok. 12 naleśników)
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka wody
- 1,5 szklanki mąki pszennej
- 2 jajka
- 2 łyżki stopionego masła
- 1/4 łyżeczki soli

wszystkie składniki razem dokładnie miksujemy. chłodzimy w lodówce przez 30-60 minut, aby naleśniki były delikatniejsze. smażymy na wysmarowanej masłem i rozgrzanej patelni do zezłocenia z obu stron (na patelnię wlewam trochę mniej niż pół chochelki ciasta).