niedziela, 2 lutego 2014

jak smakuje Francja?

  
Dziś jest dzień zwany przez francuzów Chandeleur. Czyli po polsku - święto naleśników. W ramach tego, że jestem po uszy zakochana we Francji, robię sobie Francję w swoim domu. I przy francuskich rytmach muzyki marzę o zamieszkaniu kiedyś w tym wspaniałym kraju, o mówieniu biegle po francusku, o wpasowaniu się w szyk francuskiego dnia, poznawaniu kultury i sztuki francuskiej, zajadaniu rano świeżego, jeszcze ciepłego i chrupkiego croissanta popijanego gorącym mlekiem i podziwiania wieży Eiffla wiele, wiele razy. Marzę zobaczeniu francuskiego baletu i najwspanialszego na całym świecie Haute Couture (najsławniejsze pokazy mody w Paryżu). Bycie jego częścią to marzenie złote, tak samo jak otwarcie małej, przytulnej, dobrej resturacyjki.

Lecz właśnie, żeby w kulinarnych tematach zostać to marzę również o warsztatach kulinarnych z cenionym francuskim kucharzem. Kiedyś myślałam, że dzięki temu nauczyłabym się w końcu smażyć idealne crepes. A teraz myślę, że może nawet mogłabym zabłysnąć taką umiejętnością. Dzisiejsze naleśnikowanie obfitowało w skakanie z radości i piszczenie z powodzenia w smażeniu, oraz z wyglądu i smaku dania (jeszcze nigdy nie widziałam tak złocistych naleśników!). Choć nie wiem jak smakują i wyglądają prawdziwe francuskie crepes wyjęte spod rąk i patelni najlepszych kucharzy tego kraju, to wyobrażam sobie, że to smak bardzo, bardzo podobny. Wyobrażam sobie, że tak smakuje Francja. Choć byłam dwa razy we Francji to niestety nie miałam przyjemności zapoznać się dobrze z ich kuchnią, teraz jednak mam jakieś wyobrażenie i tym wyobrażeniem chcę podzielić się z Wami.





oryginalne francuskie crepes wg Julii Child
(ok. 12 naleśników)
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka wody
- 1,5 szklanki mąki pszennej
- 2 jajka
- 2 łyżki stopionego masła
- 1/4 łyżeczki soli

wszystkie składniki razem dokładnie miksujemy. chłodzimy w lodówce przez 30-60 minut, aby naleśniki były delikatniejsze. smażymy na wysmarowanej masłem i rozgrzanej patelni do zezłocenia z obu stron (na patelnię wlewam trochę mniej niż pół chochelki ciasta).

7 komentarzy:

  1. uwielbiam te naleśniki, są najlepsze na świecie!

    OdpowiedzUsuń
  2. O nawet nie wiedziałam o tym dniu, ale się złożyło, że na śniadanie jadłam naleśniki ! To już jest prześladowanie kulinarne :P Jakie cieniutkie Ci wyszły :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie to chyba sekretem tego przepisu jest chłodzenie naleśników. Muszę kiedyś spróbować tego sposobu. Do tej pory chłodziłam ciasto na naleśniki tylko z powodów pragmatycznych tj. żeby usmażyć je później i nie zwracałam uwagi na różnicę.

    OdpowiedzUsuń
  4. ach crepes! czasem wyjadam je tuż po usmażeniu, nawet dodatków nie potrzebują :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tę kobietę uwielbiam, jej energia jest niesamowita! i spełniło mi się małe marzenie- kuchnia Julii Child w Muzeum historii w Waszyngtonie. Stałam i stałam, gapiąc się przez szybę na te żeliwne garnki.
    ach, i wiesz, co do marzeń- marzeń się nie 'marzy', marzenia się realizuje
    z tymi naleśnikami jesteś o krok bliżej, naprawdę! przywieź kiedyś do Warszawy w pudełku i daj znać, że jesteś ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesli to przepis wg. Julii Child, to jestem pewna że wyszły przepyszne ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja se chyba machne naleśniki niedługo bo nie jadłam z jakies 3 miechy ;/

    OdpowiedzUsuń